Potrugalia odczuje ogromne straty w wyniku braku ruchu turystycznego
Stety lub nie, ale nie ma kraju, w którym nakręcana - nie tylko przez Unie, ale i poza Europą- Pandemia, nie przyniosłaby bezpośredniego skutku i wymiernego finansowo oddziaływania na Kulturę. Artyści jak również same instytucje do ich reprezentowania powołane - Teatry i Muzea, pozbawieni kontaktu z widownią, nie są w stanie w sposób ciągły działać, tworzyć, jak miało to miejsce w naturalny sposób przed pandemią. Artysta dodatkowo wyjątkowo doświadcza braku kontaktu z publicznością, reakcji z bodźcami, jakie widownia, naturalna egzystencja i - zachwiany ostatnio - bieg wydarzeń, dostarcza. To wpływa bezpośrednio i dobitnie na rynek kultury i jej kondycję. Choć z jakimi skutkami dopiero dowiemy się po pandemii. Pewne zjawiska, jeśli jesteśmy uważni, dadzą się dostrzec już teraz.
W Polsce, zwłaszcza w dużych ośrodkach miejskich jak Warszawa, Kraków, Wrocław czy miasta skupione w okręgu Trójmiasta, wręcz aktem faux pas jest powiedzieć w pewnych gronach, że nie było się w "ostatnim czasie" na "jakiejś" sztuce, wystawie, wernisażu. I dobrze. W końcu chwalenie się, że weekend spędziliśmy w shopping mall chwały, i nam i opinii o nas, nie przynosi. Choć pewnie czasem chwilową radość z nowo zakupionych butów :) Dziś i jedno i drugie nam zabrano.
Niebywałe i trudne to czasy również dla Portugalii. Kraju dokładnie po "drugiej stronie Europy", ale tak mentalnie bliskiego czasem do Polski. Dopiero co dźwigająca się po latach kryzysu sprzed 2010, i to z imponującym skutkiem, gospodarka tego - wiecznie przyklejonego do gigantycznej Hiszpanii- małego kraju, odczuje ogromne straty w wyniku braku ruchu turystycznego, co docelowo, wywrze również ogromny wpływ na Kulturę i oddziałuje na jakość, formę korzystania z Kultury.
Portugalia to głównie dwa ośrodki miast: północne Porto, niebywale silnie radzące sobie w ostatnich latach i z impetem odbierające attencje turystów, niegdyś zarezerwowaną wyłącznie dla stolicy Portugalii, oraz Lizbona z niezliczonymi miejscami, gdzie sztuka wydaje się naturalną częścią życia. Zupełnie inaczej niż w Porto ma się bowiem kondycja rynku kultury w Lizbonie.
Przez lata Porto było zawsze miastem portowym, handlowym i kupiectwo, handlowanie dobrami, z których północ Portugalii jest znana, było głównym źródłem dochodu. W minionych latach, zwłaszcza ostatnich 3, kiedy Porto stało się w rankingu portali turystycznych nr 1 najbardziej pożądanych destynacji świata (sic!), wyprzedzając takie metropolie i "turystyczne sławy" jak New York, Paryż, Mediolan czy Rzym, główne wpływy miasta i kategorie produktowe oferowane przez handlujących, krążą wokół turystyki i związane z tym konsekwencje. Lizbona z kolei zawsze była miastem Kultury. Również ośrodkiem, który przez niebywałą latami różnorodność etniczną i kulturową, był wybieranym przez artystów miastem. Mimo, że to Porto wynegocjowało budowę Casa da Musica - arcyciekawego budynku, jedynego na swoją skalę w Portugalii miejsca koncertowego i futurystycznej bryły przyciągającej uwagę niemalże każdego, który nogę w tym mieście postawił, oraz silnych- za sprawą aktywnej w mieście postaci Francisci Valente, do niedawna dyrektor Teatru Narodowego- repertuarów trzech obecnych w mieście teatrów Sao Joao, Rivoli i Campo Alegre, to jednak Lizbona jest miejscem epicentrum Kultury Portugalii. To miasto najbogatszej części społeczeństwa- Lord'ów, nazywanej tak przez trabalhador'ów - klasę robotniczą, ze względu na ich majątki i ciągle silne więzy z rodziną królewską, i miasto najsilniej wyedukowanej części społeczeństwa, korzystającej z muzeów, wystaw czy wspaniałych koncertów, choćby tych realizowanych ostatnimi czasami w ogrodach Gulbenkien- miejscem wypromowanym jako kulturowe "must have" nawet dla każdego szanującego się młodego lizbończyka, Yuppie i businessmena.
Nie tylko Lisbona, choć ona głównie, to jednak miasto, gdzie przejawy sztuki są do zaobserwowania na każdym kroku. Nie tylko w obszarze murów powołanych do jej reprezentowania instytucji. Niewielkie wystawy w oknach prywatnych domów, czasem bardzo folklorystyczne w swej formie, a czasem urastające do rangi performance'u, murale i rysunki na ścianach, stanowiące ciągłą - od czasów nawyku malowania na ścianach w formie kolorowych kafelek Azzulejos - tradycję wzbogacania kolorytu miasta, otwarte okna i balkony zapełnione śpiewającymi Fado muzykami, to kolejne symptomy, że Portugalia sztuce i przejawom Kultury, tej choćby najprostszej, z którą możemy mieć do czynienia każdego dnia, nie pozwoli umrzeć. Pandemia nie jest w stanie wyeliminować potrzeby obcowania z kulturą i jej skutkami. Ba, wzmacnia je. Dwa na przeciwległych końcach Europy narody, mają przed sobą niebywałą lekcję i okazję do wyciągnięcia pozytywnych dla przyszłości skutków.
Choć to Polak, a nie Portugalczyk, bezzmiennie walczy o wolność i, czasem dobrze, że zawsze węszy coś złowrogiego, kiedy mu tę wolność zabierają, a Portugalczyk - z natury łagodny i posłuszny obywatel, mimo, że nie przyzwyczajony do wojen, nadzwyczajnych stanów i tym podobnym, zawsze tęskni ("Saudade"- nieprzetłumaczalna - jak mówią Portugalczycy- na inne języki, forma wyrażania tęsknoty), to obydwa narody mają szanse pandemie przetrwać bez skrajnych skutków dla Kultury i sztuki.
Pozostaje mieć nadzieję i tworzyć dobre ku temu środowisko, przyjazną atmosferę, by podobnie jak w Portugalii, również w Polsce oraz innych krajach, siła ekspresji artystów, potrzeba tworzenia i "przestrzeń społeczna" była otwarta na Kulturę. Pozwalamy przez to artystom tylko na chwile odpocząć, muzeom na chwilę wstrzymać oddech. Wszystko po to, by wrócić do zwyczajnego biegu, ale bardziej spragnieni i świadomi jak bardzo obecność kultury i sztuki wśród nas istotna i potrzebna.
Autor: Piotr Budka