Przejdź do treści
Aktualności

Koniec epoki wizualizacji. Przyszłość należy do projektantów, którzy potrafią słuchać klienta

Rynek projektowania wnętrz jest dziś pełen szybkich wizualizacji i obietnic estetycznych metamorfoz. Jednak – jak przekonuje Marta Sobieszek, projektantka wnętrz i współzałożycielka firmy Omnicreatio – prawdziwa wartość powstaje w rozmowie z klientem, a przyszłość będzie należeć do tych, którzy potrafią tworzyć relacje i rozwiązywać realne problemy.

Co jest obecnie największym problemem rynku projektowania wnętrz?

Problem polega na tym, że marketing wyprzedził kompetencje. Mamy pokolenie projektantów, którzy potrafią stworzyć piękną wizualizację, ale nie wiedzą, jak ją wdrożyć. Ludzie wychodzą ze szkół nauczeni obsługi programów, skrótów klawiszowych, filtrów i trików graficznych, ale nikt nie nauczył ich rozmowy z klientem. Nikt nie pokazał, że projekt ma nie tylko wyglądać, lecz także działać – że musi być pochodną stylu życia rodziny, jej rytmu, nawyków, potrzeb i ograniczeń. Projektowanie wnętrz to ingerencja w najbardziej intymne obszary codzienności. Jeśli projektant nie potrafi pytać i słuchać, to nie potrafi projektować.

Tymczasem większość rozmów z projektantami zaczyna się od kolorów. Kolor to najprostsze narzędzie sprzedażowe – łatwo można wyciągnąć wzornik i wzbudzić emocje. Problem polega na tym, że kolor nie rozwiązuje żadnego istotnego problemu. Chodzi o to, czy kuchnia zostanie zaprojektowana tak, by rodzic miał łatwy kontakt z bawiącymi się dziećmi; czy sypialnia pozwoli jednej osobie wstać o szóstej rano i nie obudzić drugiej; czy mieszkanie będzie można sprawnie posprzątać; czy będzie miejsce na przechowywanie potrzebnych rzeczy; czy będzie gdzie pracować i gdzie odpocząć. Jeśli projektant nie zadał pytań o funkcję, logistykę i codzienne życie domowników, projekt jest tylko dekoracją.

Kolejny problem to popularność tak zwanych „projektów za 0 zł”, często oferowanych przez supermarkety budowlane. To nie są projekty, to są narzędzia sprzedażowe. Najważniejszą częścią takiego projektu jest lista zakupów. Zadaniem projektanta jest wygenerowanie marży dla sklepu, dlatego w takich projektach pojawiają się płytki do sufitu i inne podobne rozwiązania. Nie wynika to z potrzeb klienta, lecz z systemu prowizyjnego.

Następna sprawa to fikcja budżetowa. Wielu projektantów tworzy wizualizacje bez odniesienia do realnych kosztów. Klient podpisuje umowę, płaci zaliczkę i wierzy, że za kilka miesięcy będzie mieszkał w wymarzonym wnętrzu. Tymczasem ta wizja od początku nie ma żadnych szans na realizację. Szybko zaczynają się desperackie obniżki kosztów, tańsze materiały i kompromisy.

W takim razie jakie kompetencje są kluczowe dla projektanta XXI wieku?

Projektant musi być menedżerem procesu. Nie jest artystą, który tworzy wizję i oczekuje oklasków. Projektowanie to branie odpowiedzialności – od pierwszej rozmowy aż po ostatnie prace wykończeniowe.

Właśnie dlatego stworzyliśmy „Koncepcję świadomych wnętrz” – fundament naszej pracy w Omnicreatio. Projekt nie zaczyna się od rysunków. Projekt zaczyna się od poznania człowieka. Zanim cokolwiek naszkicuję, zadaję dziesiątki pytań. Dlaczego kupił Pan to mieszkanie? Kto będzie w nim mieszkał? Jak wygląda rytm dnia? Czy gotujecie w domu? Czy pracujecie zdalnie? Czy uprawiacie sport? O której zasypiacie i wstajecie? Gdzie leżą rzeczy, których używacie codziennie? Jak spędzacie wolny czas? Każda z tych odpowiedzi wpływa na projekt.

Dopiero kiedy zrozumiem klienta, mogę zacząć analizować układ funkcjonalny. Ten układ wpływa na relacje domowników. Klienci często chcą projektować wnętrza według swoich starych przyzwyczajeń, nie zdając sobie sprawy, że ich życie może wyglądać lepiej. Moja rola polega na tym, aby wydobyć te nieuświadomione potrzeby.

Kiedy funkcja jest jasna, przechodzimy do estetyki. Styl i materiały są ważne, ale wtórne wobec człowieka. Nie kopiujemy zdjęć z Instagrama – tworzymy przestrzeń, która wynika z tożsamości klienta.

Kolejnym elementem naszej koncepcji jest logistyka – najbardziej niedoceniana i najbardziej krytyczna część procesu. Projekt, który wygląda pięknie, ale którego nie da się zrealizować bez opóźnień i chaosu, jest bezwartościowy.

Czwarta rzecz to ludzie. Każdy domownik ma swoje potrzeby, przyzwyczajenia, problemy i ograniczenia. Jeśli pominie się choć jedną osobę, powstaje wnętrze, w którym część rodziny czuje się obco. To prowadzi do konfliktów, których można było uniknąć.

Piątym i ostatnim elementem jest budżet. Jeśli projektant nie potrafi rozmawiać o pieniądzach i dostosować projektu do realnych możliwości klienta, tworzy fikcję, a fikcja z reguły jest kosztowna. Takie podejście zawsze kończy się źle.

Jak to wszystko zrealizować w praktyce? Jakimi metodami można opanować chaos?

Przede wszystkim chodzi o to, że dostarczamy usługę, a nie dekorację. Standard rynkowy polega na tym, że klient dostaje wizualizację i zostaje sam. Musi rozmawiać z ekipami, odbierać telefony od hydraulików i elektryków, szukać zamienników, pilnować terminów. W tym czasie projektant-freelancer pracuje nad wieloma innymi projektami jednocześnie i po prostu nie ma czasu prowadzić inwestycji.

U nas jest odwrotnie. Klient nie prowadzi projektu – to my go prowadzimy, od początku do końca. Każdy inwestor ma dedykowanego menedżera projektu, który koordynuje wszystko: ekipy, dostawy, decyzje techniczne, harmonogramy, problemy, zmiany. Klient nie traci czasu ani nerwów i nie musi uczyć się budownictwa.

Wszystkie materiały zamawiamy bezpośrednio od producentów. Klient ma dostęp do całego rynku, a nie tylko do katalogu supermarketu, który wykonuje darmowy projekt. Znikają marże pośredników, znikają konflikty interesów. To jest po prostu uczciwe. Mamy też własną fabrykę mebli, więc nie ryzykujemy opóźnień ze strony podwykonawców. Jesteśmy w stanie kontrolować jakość, terminy i dokładność wykonania. Efekt jest prosty: projekt za dwadzieścia tysięcy okazuje się tańszy niż projekt za trzysta złotych, bo największe koszty pojawiają się tam, gdzie nikt nie nadzoruje procesu. A my bierzemy ten nadzór na siebie.

Na rynku pojawia się coraz więcej narzędzi automatyzujących pracę architektów wnętrz. Czy nowe narzędzia to zagrożenie czy szansa? Rynek na pewno będzie się zmieniał, ale nie tak, jak obiecują entuzjaści magicznej automatyzacji wszystkiego. Narzędzia oparte na AI i automatyzacji już teraz potrafią przyspieszyć pewne etapy pracy architekta wnętrz: generowanie prostych rzutów, wstępnych układów, wariantów kolorystycznych. My oczywiście chętnie z tych rozwiązań korzystamy, ale widzimy też ograniczenia. Kluczowe pytanie brzmi: „Gdzie faktycznie powstaje wartość dla klienta?”.

Jeżeli potraktowalibyśmy projektowanie wnętrz jako produkcję obrazków, to nowe narzędzia są zagrożeniem – silniki generujące wizualizacje zrobią to szybciej, taniej i masowo. Ale jeśli projektowanie rozumiemy jako złożoną ingerencję w życie rodziny, rytm dnia, relacje, nawyki oraz potrzeby emocjonalne i fizyczne, narzędzia automatyzujące stają się jedynie tłem.

AI nie pojedzie na budowę, nie odbierze telefonu od ekipy, nie wytłumaczy hydraulikowi, dlaczego pion musi być przesunięty, nie zareaguje, kiedy producent mebli spóźni się dwa tygodnie, i przede wszystkim – nie weźmie na siebie odpowiedzialności za realizację projektu. Narzędzia mogą pomagać w koordynacji, przypominać o terminach i pilnować dokumentacji, ale nie zastąpią człowieka, który umie podjąć decyzję, rozumie konsekwencje techniczne i potrafi rozmawiać z klientem.

Podsumowując, narzędzia automatyzujące są szansą dla tych, którzy rozumieją procesy, ale jednocześnie stanowią zagrożenie dla tych, którzy przez lata budowali swoją pozycję na generowaniu ładnych obrazków.

Dokąd, w Pani ocenie, zmierza branża projektowania wnętrz?

Branża będzie ewoluować w kierunku wyznaczanym przez rozwój technologii, ale najważniejsza stanie się rosnąca świadomość klientów i coraz większa konkurencyjność. To nie estetyka będzie najważniejszym wyróżnikiem, lecz zdolność do pracy z człowiekiem, odpowiedzialność za proces i realna wiedza o tym, jak wnętrza wpływają na codzienne życie oraz jak rozwiązywać codzienne problemy klientów.

Dzisiejszy klient jest zmęczony powierzchownością. Coraz częściej widzi, że ładny obrazek nie oznacza funkcjonalnego wnętrza, a darmowy projekt z marketu kończy się kosztami, których nikt nie przewidział. Dlatego branża będzie rozwijała się w stronę pogłębionej relacji. Pierwszym etapem jest rozmowa i analiza życia klienta – nie kopiowanie inspiracji, lecz rozumienie człowieka. Nie wybieranie płytek, tylko badanie rytmu dnia, przyzwyczajeń, emocji i potrzeb wszystkich domowników. Projekt ma służyć klientowi, a nie dobrze wyglądać w portfolio projektanta.

Kolejny aspekt to organizacja i logistyka. Przewagę będą mieli ci, którzy potrafią przewidzieć opóźnienia, zminimalizować ryzyko błędów, poprowadzić ekipę, skoordynować dostawy i wziąć odpowiedzialność za całość. To są realne kompetencje – i to one będą w cenie.

Trzeci kierunek to wzrost transparentności. Klienci nie będą akceptować fikcji budżetowej, a jednocześnie będą bardziej świadomi istnienia alternatyw. Iluzje wizualizacyjne zostaną wypchnięte na margines, bo nie pozwalają na budowanie zaufania między projektantem a klientem. Firmy, które stawiają na rozwiązywanie prawdziwych problemów – takie jak Omnicreatio – będą miały coraz większe znaczenie na rynku.

Przyszłość należy do tych, którzy mają rzetelną wiedzę, biorą odpowiedzialność, potrafią pracować z ludźmi i kontrolują proces tworzenia wartości. To naturalna i zdrowa ewolucja rynku.

Omnicreatio to kreatywne studio specjalizujące się w tworzeniu nowoczesnych, funkcjonalnych i estetycznych rozwiązań. Łączymy pomysłowość z doświadczeniem, stawiając na indywidualne podejście do każdego projektu. Wierzymy, że dobry design to nie tylko wygląd, lecz przede wszystkim przemyślana forma, która realnie wspiera cele naszych klientów.

Najnowsze wydanie