Przejdź do treści
Aktualności

Czego uczą góry

W Himalajach przekonałem się czego nie da się kupić za żadne pieniądze. Lepiej być czy mieć? A może i być, i mieć? „Nie marnuj swojego czasu, w przeciwnym razie czas zmarnuje ciebie” - Te słowa, wyryte na jednej z tablic hinduistycznej świątyni Aghori w Waranasi, dobrze oddają to co robimy i czym się kierujemy w Klubie Sportowym Polskie Himalaje. 

A może by tak wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady? Zdaje się, że Ty wybrałeś inne miejsce.

Janusz Kalinowski: Tak. Wyjechałem dużo, dużo dalej. Kiedy byłem studentem, czyli prawie pół wieku temu postanowiłem zostawić „wszystko” w Polsce, na rzecz „niczego” w Indiach.

w

Nie żałowałeś tej decyzji?

Przeciwnie. Hindusi nauczyli mnie, że szczęścia nie mierzy się dobrami materialnymi. Dużo ważniejsze jest to, co mamy w sercu. W swoim życiu dorobiłem się kilku samochodów, mieszkania i jeszcze wielu innych rzeczy z wysokiej półki, ale teraz mogę powiedzieć, że mam niewiele. Czy przez to czuję się gorszy od innych? Nieszczęśliwy? NIE!

Byłeś miedzy innymi w Waranasi. Co to za miejsce?

To wyjątkowe miasto, w którym przeszłość i teraźniejszość, wieczność i ostateczność żyją zgodnie obok siebie. Tu wszystko jest ekstremalne: liczba ludzi na małym obszarze, ruch drogowy, kurz, hałas, krowy, kozy, niezliczona wielość kolorów, świątyń, szczególnie tych poświęconych Śiwie. Lista jest długa, ale dla mnie to, co jest najbardziej ekstremalne i coś, czego nigdzie indziej nie spotkałem, to bezpośredni kontakt ze śmiercią.

w

Co przez to rozumiesz?

Tu, w mieście założonym przez Śiwę około 3000 lat temu, można zobaczyć – jak na dłoni i dać sobie odpowiedź na pytanie, ile znaczy życie. Nasza pogoń za luksusem, pieniądzem, za tym, aby mieć coraz więcej i więcej. Poświęcamy dom i rodzinę kosztem pracy dla dobra firmy, która wysysa z nas wszystko co w nas najlepsze. Firma ma z tego korzyść, a nam podziękuje co najwyżej zwyczajowym  tekstem w nekrologu"z żalem żegnamy naszego wspaniałego pracownika".

Co robić, żeby uniknąć takiego losu?

Zmienić priorytety. Nie ma nic złego w gromadzeniu dóbr materialnych, ale znacznie ważniejsze jest to, aby mieć przy sobie kogoś, kto patrzy w tę samą stronę i myśli podobnie. Z kim możemy dzielić wspólne pasje i zainteresowania. Moje podróże w Himalaje i do Indii wciąż przypominają mi, że warto pielęgnować przyjaźnie, bo nie są dane raz na zawsze. Aby trwały i rozwijały się, wymagają nieustannego zaangażowania.

Przepis na przyjaźń chyba zna każdy, ale jak się ma ta teoria do praktyki?

W przyjaźni nie jest ważne, kogo znasz najdłużej. Chodzi o tego, kto wszedł do Twojego życia, powiedział "Jestem tu dla Ciebie" i udowodnił że to prawda. Wiele osób ma piękne mieszkania, domy, luksusowe samochody, ale nie mają chociażby jednego przyjaciela. Są w tym życiu samotni, mimo że przy kuflach ze złocistym napojem gromadzą"niby przyjaciół”, którzy  zapewniają: "Jak będziesz w potrzebie, my tobie pomożemy". Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. A w górach potrzebne są czyny, a nie deklaracje. Prawdziwi przyjaciele, na których zawsze możesz liczyć. Bez względu na okoliczności.

 

Dlaczego w górach jest to ważniejsze niż gdzie indziej?

Bo zdarza się, że balansujemy tam na granicy życia i śmierci. Kiedyś podczas wyprawy trekkingowej naszego klubu do południowej bazy pod Annapurną, zapytałem jednego z uczestników: Mateusz, ”Ile jest warte nasze życie?”. Tyle, ile jeden nierozważny krok" – odpowiedział. Idąc nad przepaścią, najmniejszy błąd może skończyć się tragedią. Uświadomiłem sobie wtedy jak kruche jest życie. Wobec potęgi gór niknie "mieć", a ujawnia się "być".

"Dobrze, że jesteś obok mnie" – pomyślałem – i śledzisz każdy mój krok, wskazując najwłaściwsze miejsca do przejścia nad przepaścią. Góry pokazują, ile znaczy obecność drugiego człowieka. Pomagają uświadomić sobie, ile mamy siły. Trudne warunki, strome podejścia, narastające zmęczenie. Czasami wydaje nam się, że nie damy już rady, a jednak nie poddajemy się i pokonujemy własną słabość.

Czego jeszcze dowiedziałeś się w górach?

 A choćby tego czym jest naturalne piękno. Majestatyczne wierzchołki wznoszące się ponad malowniczymi dolinami, zbocza pełne drzew, albo zupełnie białe, wyjątkowe widoki ukazujące potęgę natury. W takich okolicznościach przyrody, człowiek uświadamia sobie, że jest tylko drobnym elementem wszechświata. To najlepsza lekcja pokory. Góry nie tylko dają nam wytchnienie i poczucie wolności, ale i uczą życia: odpowiedzialności, przezorności, rozwagi i szacunku. Do wszystkich i wszystkiego wokół.

Czym zajmuje się Klub Sportowy Polskie Himalaje?

Łączymy ludzi z pasją, pomagamy im realizować marzenia, umożliwiamy cieszenie się podróżami i poznawanie świata. Propagujemy zdrowy styl życia, a przy okazji  wspieramy potrzebujących. To najważniejsze hasła, będące drogowskazami Klubu Sportowego imienia Wandy Rutkiewicz z siedzibą w Krakowie. Od blisko 10 lat staramy się je realizować. Krok po kroku. Efekty? Może zabrzmi to górnolotnie, ale myślę, że udało nam się stworzyć niezwykłą grupę. Są z nami i młodzi, i starsi, ludzie różnych charakterów, wyznań czy upodobań.  A jednak chcą i lubią być razem, Jedni wolą iść w góry, inni spędzać czas nad wodą albo żeglować, choć przeważają ci, którzy sądzą, że z wysokości widać lepiej...

Z tego co mówisz wynika, że w górach łatwiej nawiąząć prawdziwe przyjaźnie?

Tak, bo tam zmieniamy wyobrażenie o ludziach, które zabraliśmy ze sobą z nizin. U jednych trudy i niebezpieczeństwa obnażają wady, u innych pozwalają odkryć ukryte zalety. Góry działają jak lupa. Wszystko widzimy w powiększeniu. Dzięki temu lepiej poznajemy innych i potrafimy głębiej spojrzeć w siebie. A tego nie kupi się za żadne pieniądze. Kto raz połknie górskiego bakcyla, nigdy się z niego nie wyleczy.

Z Januszem Kalinowskim, podróżnikiem, byłym dziennikarzem PAP, wiceprezesem Klubu Sportowego Polskie Himalaje, specjalnie dla Business Magazine, rozmawiał Paweł Barć

 

Najnowsze wydanie