Przejdź do treści
Aktualności

35 letnia kuźnia startupów

Niewiele jest w Polsce spółek IT z rodzimym kapitałem, które funkcjonowałyby na wysoce konkurencyjnym rynku przez kilkadziesiąt lat, rywalizując z sukcesem m.in. z wieloma międzynarodowymi koncernami. Jedną z nich jest Arcus, który przez 35 lat swojej historii przeszedł świadomą ewolucję, od roli dystrybutora do lidera rynku oferującego kompleksowe rozwiązania usprawniające przetwarzanie dokumentów elektronicznych w każdej organizacji.

Jak kieruje się firmą z ogromnym dorobkiem, mającą jednocześnie niezmierny potencjał rozwoju - mówi Michał Czeredys, prezes firmy.

Czy w dobie specjalizacji nie przesadzacie z liczbą i różnorodnością dziedzin biznesu, którymi się zajmujecie?

Po pierwsze stosujemy strategię rozłożonego ryzyka – łatwiej przezwyciężyć stagnację wyników w danej sferze działalności, jeśli w innych osiąga się sukcesy. Po drugie dywersyfikacja nie wyklucza specjalizacji. Każda spółka zależna zajmuje się czymś innym, np. Docusoft obiegiem dokumentów i systemami RPA (Robotic Process Automation), w tym efektywnymi systemami OCR, które sprawdziły się w czasie pandemii, Arcus Systemy Informatyczne – systemami ERP, a Geotik monitoringiem pojazdów. Wspólnym mianownikiem tych wszystkich obszarów kompetencyjnych jest wsparcie rozwoju naszych Klientów. Co ważne, coraz częściej usługi mają pierwszeństwo przed produktem, używanie przed posiadaniem, abonament przed kupowaniem na własność. Jesteśmy nie tyle dostawcą, integratorem, ile partnerem polskich firm w transformacji cyfrowej.

Zmieniają się czasy, technologie, trendy biznesowe, a stary slogan „klient nasz pan” nic nie stracił na aktualności.

W dobie partnerstwa klient zdaje się raczej mówić „nic o nas bez nas”. Jest on w pewnym sensie współautorem rozwiązań, z których korzysta. Nasi sprzedawcy, inżynierowie, programiści, doradcy i serwisanci nie działają w rynkowej próżni. Każdy kontakt z użytkownikiem: spotkania handlowe, wdrożenia, testy, pomysły usprawnień, szkolenia, są okazją do głębszego poznania specyfiki jego działalności i potrzeb. Często w trakcie nieformalnych rozmów dowiadujemy się, co w danej firmie należałoby udoskonalić. Z tego biorą się nierzadko innowacyjne rozwiązania technologiczne i następne dziedziny, w których chcemy się profesjonalizować. To jest też kolejny argument za dywersyfikacją. Poszerzanie kompetencji Grupy Arcus – cyberbezpieczeństwo, cyfryzacja i zarządzanie dokumentami, telematyka, robotyzacja i automatyzacja przetwarzania dokumentów – zawsze jest odpowiedzią na to, czego oczekuje rynek.

Czy dywersyfikacja w waszym przypadku polega także na tym, że obsługujecie przedsiębiorstwa różnej wielkości i z różnych branż?

Owszem. Wśród naszych klientów są między innymi liderzy poszczególnych sektorów rynku, największe organizacje komercyjne, banki i instytucje publiczne. Pamiętamy jednak o tym, że dużą część polskiej gospodarki stanowi sektor MŚP, który często nie korzysta jeszcze z tak zaawansowanych technologii jak korporacje. Jednocześnie mali i średni przedsiębiorcy coraz lepiej zdają sobie sprawę, że to w cyfryzacji – a dokładnie w gospodarce współdzielenia i usługowym modelu IT – może tkwić ich przewaga konkurencyjna. Dlatego już nie rozmawiamy z nimi o tym, czy digitalizacja ma sens, ale jakie narzędzia sprzętowo-aplikacyjne najlepiej pasują do ich potrzeb związanych przede wszystkim z mobilnością, pracą zdalną, analityką biznesową oraz skutecznym i bezpiecznym obiegiem oraz przetwarzaniem dokumentów i danych.

Własność traci znaczenie, bo czasowy dostęp zapewnia oszczędności i elastyczność, które nawet mniejszej firmie mogą dać przewagę konkurencyjną. Rozproszenie pracy, automatyzacja fizycznych zadań, zaawansowana analityka… Jakie trendy nabierają rozpędu i bezpowrotnie zmienią świat biznesu i rynek pracy?

Jakkolwiek nazwiemy tę zmianę: transformacją cyfrową, przemysłem 4.0 czy płynną nowoczesnością, jest ona wynikiem wielu różnych, nakładających się na siebie tendencji i zjawisk. Do najważniejszych trendów w środowisku zawodowym zaliczyłbym mobilność, pracę zdalną i hybrydową oraz demokratyzację IT. Ale tym, co najskuteczniej łamie zasady „starej normalności”, jest według mnie gospodarka współdzielenia, czyli odejście od posiadania na rzecz czasowego korzystania z zasobów. Siłę platform dostępu doceniamy od lat, ale w związku z pandemią COVID-19 ich rola znacznie wzrosła. Niebawem biznesem będzie rządzić pokolenie, które nie widzi sensu w nabywaniu i utrzymywaniu przedmiotów. Koncepcję sharing economy wdrożą na tak dużą skalę, że zatrze się granica między takimi pojęciami jak „praca” i „dom”, „prywatne” i służbowe” oraz „firmowe” i „wypożyczone”. Czy to rozsądnie mieć drukarkę, która przez większość czasu stoi bezczynna? Pora pomyśleć o optymalizacji kosztowej. Na rezygnacji z własności zyska też środowisko naturalne zgodnie z powiedzeniem „dziel się częściej, marnuj mniej”.

Już chyba wszyscy mówią o nadchodzącym świecie bez własności. Jak będzie wyglądał?

To wcale nie jest przyszłość, to teraźniejszość, choć – jak powiedział wizjoner William Gibson – nierówno rozłożona. Coraz częściej zamiast coś mieć na stałe, płacimy za prawo do korzystania. To racjonalne, zwłaszcza jeśli dana rzecz jest nam potrzebna tylko od czasu do czasu. W przypadku konsumentów może to być rower lub auto z miejskiej wypożyczalni albo muzyka z serwisu streamingowego. Co do narzędzi umożliwiających prowadzenie działalności gospodarczej – formuła „używać, zamiast posiadać” obejmuje coraz więcej rozwiązań: floty samochodowe, maszyny fabryczne i budowlane, komputery, smartfony i oczywiście drukarki.

Dla polskich konsumentów są już dostępne w sieci Zeccer.pl z naszej Grupy, a dla przedsiębiorstw na starcie usługowy model IT oznacza obniżenie bariery wejścia w dany sektor rynku. Dziś nawet najmniejsze firmy korzystają z rozwiązań technologicznych, które kiedyś były dostępne tylko dla dużych organizacji. Zwiększenie konkurencyjności sektora MŚP to jedna z największych korzyści płynących z sharing economy, polegającej na tym, by fizyczne i materialne, a nawet personalne zasoby znajdowały się w ciągłym obiegu.  

Czy rezygnacja z własności nie jest pomysłem korzystnym głównie dla przedsiębiorstw małych i na dorobku?

Dzięki temu podejściu wszyscy mogą oszczędzać. Bez względu na to, czy prowadzimy start-up, czy pełnimy funkcje kierownicze w dużej organizacji, powinniśmy przynajmniej rozważyć wypożyczenie, wynajem lub dzierżawę rozwiązań sprzętowo-aplikacyjnych. Subskrypcja jest sposobem na elastyczne skalowanie. Pozwala uniknąć nadmiarowych wdrożeń, a zarazem uzupełniać infrastrukturę w okresie produkcyjnego lub usługowego szczytu. Wyobraźmy sobie fabrykę lodów, która latem ma trzy razy tyle zamówień co zimą. W związku z wakacyjnym pikiem sprzedaży potrzebuje dużo więcej urządzeń, mocy obliczeniowej i przestrzeni dyskowej niż po sezonie. Dostawcy IT na bieżąco reagują na ciągle zmieniające się potrzeby użytkownika, a ten płaci tylko za wykorzystane zasoby.

Co jeszcze przemawia za rezygnacją z własności?

Użytkownik ma wszystko w zasięgu ręki – w każdej chwili może zamówić to, czego potrzebuje. Natychmiastowy dostęp daje wszystkie korzyści znane z posiadania i równocześnie do minimum ogranicza jego minusy. Wróćmy do naszej przykładowej fabryki lodów – dzierżawiąc na przykład drukarki z pakietem serwisowym w ramach Arcus Kyocera MDS, zakład ten nie musi brać odpowiedzialności za ich konserwację, naprawy, a nawet zakup papieru i materiałów eksploatacyjnych, a także za uaktualnianie oprogramowania i obsługę techniczną. Te wszystkie obowiązki przejmują dostawcy, tacy jak Arcus. Klient może skoncentrować się na tym, w czym naprawdę jest dobry, sprawy związane z drukiem i obiegiem dokumentów powierzając zewnętrznym partnerom. Na tym polega specjalizacja i outsourcing IT, które oferują jeszcze jedną korzyść  – możliwość wykorzystania własnych kadr technologicznych do innych celów niż zarządzanie urządzeniami do druku i kopiowania. A dzieje się to w momencie, w którym nikomu nie muszę tłumaczyć, jak trudni do pozyskania i jak drodzy są dziś informatycy.

Jak z narzędziami informatycznymi poradzi sobie pracownik, gdy w jego firmie nie ma działu IT?

Rozwiązaniem jest wspomniana przeze mnie demokratyzacja IT, przez którą należy rozumieć narzędzia samoobsługowe, czyli niewymagające wsparcia specjalistów od nowych technologii. Oczywiście każdy zatrudniony powinien mieć bodaj elementarne umiejętności cyfrowe. Problem w tym, że według Eurostatu Polska zajmuje dopiero 24. miejsce w Unii Europejskiej pod względem liczby osób z takimi kompetencjami. To ogromne wyzwanie dla pracodawców, któremu mogą jednak sprostać z pomocą dostawców. Przykładem jest nasza firma – czegokolwiek dotyczą nasze projekty wdrożeniowe: systemów ERP i CRM, sprzętu drukującego, obiegu dokumentów, zarządzania flotą, zawsze towarzyszą im szkolenia. Uczymy przyszłych użytkowników, jak korzystać z naszych produktów. W formułę abonamentu wpisana jest edukacja. 

Model abonamentowy ma wiele zalet, ale czy nie oznacza całkowitej zależności od dostawców usług i produktów na żądanie?

Określenie „na żądanie” jest dla gospodarki współdzielenia kluczowe. Zakłada, że to klient: indywidualny, biznesowy czy instytucjonalny, ma najwięcej do powiedzenia. Liczenie się z jego zdaniem wymusza zaciekła konkurencja między dostawcami. Tak jak Netflix na rynku konsumenckim, w swojej polityce cenowej musi uwzględniać plany abonamentowe HBO Max, Disney Plus czy Prime Video, lub Zeccer.pl stawki wydruków w zależności od lokalizacji urządzenia, tak oferenci oprogramowania i urządzeń dla firm muszą brać pod uwagę stawki i warunki określone przez innych przedstawicieli swojego segmentu rynku.   

Zatrzymajmy się przy barierach. Czy barierą dla rozwoju gospodarki współdzielenia jest stara mentalność, dla której obrastanie w rzeczy jest oznaką sukcesu?

Bariera mentalna niesie jednak także pozytywne efekty i często jest niezbędna jak szlaban na drodze, który nakazuje się zatrzymać. Lepsza chwila namysłu, zmierzenie się ze swoimi wątpliwościami niż bezmyślne rzucanie się na każdą technologiczną nowinkę. Transformację cyfrową trzeba przeprowadzać z głową, wybierając tylko te rozwiązania, które są nam w danym momencie absolutnie potrzebne, bo nadmiarowe zasoby to przytłaczający balast, coś w rodzaju ciężkiego i krępującego ruchy ekwipunku wojownika. Na świadomość tego, że transformacja cyfrowa jest koniecznością wpłynęła pandemia. Naszą ofertę dostosowaliśmy do trybu pracy hybrydowej oraz restrykcyjnych standardów sanitarnych w biurach, dynamicznie reagując na potrzeby Klientów. Doskonałym tego przykładem jest drukowanie i skanowanie mobilne lub autoryzacja za pomocą smartfona, bez konieczności dotykania panelu sterującego urządzenia wielofunkcyjnego.

Elastyczność nade wszystko?

Tak, już niedługo wspólny dostęp stanie się w większości branż i firm ustawieniem domyślnym. Świat bez własności nie będzie nam przeszkadzać, jeśli dzięki niemu nasze potrzeby zostaną zaspokojone szybciej, lepiej i taniej. Poza tym mówimy o trendzie z kategorii nieodwracalnych. Ekonomia współdzielenia jest trendem, który – obojętnie, co o nim myślimy – z pewnością będzie przybierał na sile. Organizacje, które nie dostosują do niego swoich modeli biznesowych, zaczną przegrywać nawet z firmami mniejszymi i o skromnych budżetach na rozwój. To współczesna wersja zwycięstwa Dawida nad Goliatem. Przeciwnik może być większy, silniejszy, mieć solidną zbroję, ale damy mu radę, dzierżąc w ręku cyfrową procę.  Dlatego też przyjęliśmy strategię naszego rozwoju zakładającą stały rozwój oferty cyfrowych narzędzi do kompleksowego przetwarzania dokumentów. I jako #ARCUSTEAM ją realizujemy.

Obecnie klient zdaje się coraz częściej mówić „nic o nas bez nas”. Jest on w pewnym sensie współautorem rozwiązań, z których korzysta. Nasi sprzedawcy, inżynierowie, programiści, doradcy i serwisanci nie działają w rynkowej próżni. Każdy kontakt przedstawicieli #ARCUSTEAM z użytkownikiem jest okazją do głębszego poznania specyfiki jego działalności i potrzeb. – mówi Michał Czeredys, prezes Grupy Arcus.

Najnowsze wydanie